Pierwszy weekend po przyjeździe Ola rozpoczął się hasłem: RUSZAMY NA WYPRAWĘ!
Bo oczywistym jest, że ani my ani Olo nie lubimy za często siedzieć w domu i jak tylko można zorganizować jakiś wypad, coś pozwiedzać, dokądś wyruszyć, to my się na to piszemy :)
Plan jest taki: jedziemy dwoma autami (Marcin musi przeciez wypróbować naszego Pathfinderka na pustyni, a poza tym bezpieczniej, w razie gdyby ktores auto utknęło w piasku) zobaczyć jedną z nielicznych w Katarze jaskini, a potem do Zekreet pojezdzic off-roadowo. Olo zabrał swojego znajomego, który jest tu od niedawna, przyjechał ze Stanów, ale z pochodzenia jest Hindusem i ma niesamowicie trudne do zapamietania imię. Subramania..? Musze zapytac Marcina jak to było. W kazdym razie imie wmyślił mu podobno ojciec, a że ma dość proste nazwisko, to najczęsciej przedstawia sie tym nazwiskiem. Pytaliśmy go jednak czy nie ma jakiegos skrotu od imienia, bo w Polsce nie mówi się do znajomych po nazwisku i jest nam tak jakoś dziwnie do niego się tak zwracac. Okazalo sie, ze mama mówi na niego Subi. No to juz da sie zapamiętać! :)
Do jaskini jedzie się poczatkowo jak na Dukhan, ale w pewnym momencie odbija się z głównej drogi (Olo prowadzil, bo juz kiedys tam byl i mial dane na GPSie) i jedzie się pustynnymi szlakami. Po drodze spotkaliśmy stadko dzikich wielbłądów. Odpoczywały sobie w niewielkim cieniu rzucanym przez bezlistne drzewa. Nie zwracały za bardzo uwagi na samochody, ale gdy Marcin rzucił w ich kierunku jabłko, chyba się przestraszyły i odeszły kawałek dalej. Te, które spotkaliśmy były prawie czarne, ale potem, w okolicy jaskini, dostrzegliśmy tez białawe i jasnobrązowe. Nie wiedziałam, że wielbłady mogą być różnej maści, do tej pory kojarzyły mi się z kolorem brązowym :)
Jaskinia jest ogrodzona płotem. Otwór jest duży, sama jaskinia też dość duża, ale ma na tyle łagodne zejście, że można bez żadnego sprzętu dojść do dna. Jest w niej dużo chłodniej niz na zewnątrz, a to mogłoby zachęcać dzikie zwierzęta do chronienia się tam, stąd pewnie to ogrodzenie. Na scianach mnóstwo kolorowych graffiti, a pod nogami puszki po napojach-widać, że imprezuje tam często młodzież :) W czasie schodzenia zauważyliśmy wijący się ślad na piasku, pewnie pozostawiony przez jakiegoś węza albo jaszczurkę. Kiedy wspinaliśmy się z powrotem, zauważyliśmy jakąś postać u wejścia. Wydawało mi się, że sie do nas usmiecha i cos trzyma w dłoniach. Najwyraźniej na nas czekał. Pomachalismy mu, na co on wyszczerzyl biale zeby w szerokim usmiechu. Kiedy wspielismy sie blizej, zobaczyliśmy mężczyzna w srednim wieku, w czerwono białej chuście na głowie, wydaje mi się, że był to Hindus, ale do konca jeszcze ich nie rozpoznaję. Trzymał w dłoniach metalową miskę. Myslalam, ze to woda, ale gdy zajrzalam do srodka, zobaczylam mleko. Pewnie widzial nas jak przejezdzamy samochodami i uznał to za okazje do zarobienia paru groszy. Niemniej jednak bylo to bardzo mile z jego strony, niezależnie od pobudek :) Zapytalismy czy to mleko wielbladzie, bo niedaleko byla jakas mala osada-namiot, w ktorej widzieliśmy wielblady, a on pewnie stamtad przyszedl. Hindus kiwnąl glowa, ze tak. Ja, ktora nie lubie mleka surowego, ani prosto od krowy, ani tym bardziej od wielbłada, podziękowalam. Olo tez odmowil, ale na szczescie wysilek miejscowego nie poszedł na marne, bo poczęstowali się Marcin i Subi. Fajnie, bo trochę głupio by było, gdyby wszyscy odmówili. Podobno mleko wielbłądzie jest bardziej odżywcze niż krowie, z opisu chłopaków ma slonawy smak, ale jest dobre. Mam nadzieje, ze nic im nie bedzie po tym surowym mleku :) Zrobilismy sobie zdjecie z Hindusem, probowalismy pogadac, ale bardzo slabo mówił po angielsku, zapłaciliśmy za poczęstunek, co go bardzo ucieszyło i poszlismy odpalic silniki i uruchomic klime. Hindus postał jeszcze chwilę przy naszych samochodach i zaciekawiony zagladal jak Marcin ustawia GPSa, po czym zawinal chuste na glowie (szkoda, ze zdjął ja do zdjęcia) i oddalił się w stronę namiotu, idąc powoli w tym upale.
A my ruszyliśmy w kierunku Zekrit (chyba widzialam gdzies tez nazwe tej miejscowosci pisana przez dwa "e"- Zekreet, próba przełożenia arabskich nazw na angielski).