No i wybralismy sie autem do Emiratow.
Przejechac Katar to pestka, a nawet pesteczka, bo taki maly. Po niewiele ponad godzinie jestesmy juz na granicy. A tam tloczno. Myslalam, ze powodem jest pielgrzymka do Mekki, ale okazalo sie, ze sporo ludzi wybieralo sie do Omanu i razem stalismy w dlugasnej kolejce po wizy. Do Saudii wykupuje sie wizy wczesniej (w Doha), na granicy trzeba jeszcze wykupic ubezpieczenie.
A w Saudii, mimo wszelkich straszliwych historii o tym jacy to oni sa restrykcyjni itd (choc pewnie niektore prawdziwe), porozmawialam sobie chwile milo z celnikiem, ktorego angielski byl nadzwyczaj dobry. Marcin w tym czasie zalatwial jakis papier. Wraca, a tu nie ma ani mnie, ani samochodu.
I moze jestem jedna z niewielu kobiet, ktore prowadzily auto w Saudii, a moze pierwsza Polka? :) Rzecz jasna, kobietom nie wolno.
Jednak celnik widzac mase samochodow, a w tym pare, ktore mogly juz przejechac dalej mijajac nas, zapytal czy umiem prowadzic i powiedzial, zeby przestawic auto na pobliski parking.
Marcin sie chyba troche zdziwil :)