Lot z Frankfurtu do stolicy Arabii Saudyjskiej, Rijadu, trwał kilka godzin. Korzystaliśmy z dobrodziejstw biznes klasy, sącząc rozmaite drinki, bo raz, że "dają" ;) a dwa, że nie wiadomo kiedy jakikolwiek alkohol zdarzy nam się wypić w Katarze, gdyż panuje tam zakaz spożywania alkoholu. Jest podobno jeden sklep z alkoholem w Doha i my jako nie-muzułmanie możemy tam kupić alkohol, ale trzeba mieć najpierw status rezydenta, czyli wyrobione ID i dodatkowo chyba jakiś pozwolenie w formie listu.
Sprawdzimy na miejscu.
Lufthansa okazała się dobrym wyborem (mieliśmy do wyboru tureckie linie lotnicze). Obsługa była miła i profesjonalna, dawali kilka razy ciepłe ręczniczki do odświeżenia rąk i bez przerwy coś roznosili do picia i jedzenia. Marcin delektował się Jackiem Danielsem, a dla mnie wybierał bardziej babskie alkohole, takie jak Baileys Irish Cream. Niestety nie dostaliśmy miejsca przy oknie, bo ludzie się jakoś porozsiadali, ale potem stwierdziliśmy, że całkiem fajny ten środkowy rząd.
Można było sobie rozłożyć fotel, opatulić się kocykiem i obejrzeć film. Przy naszych fotelach znaleźliśmy szczoteczki do zębów, mini pastę, balsam do ust, chusteczki odświeżające, koreczki do uszu i osłony na oczy, innymi słowy podróżniczy full wypas :)
Kiedy lądowaliśmy w Rijadzie było już ciemno. Miasto z okien samolotu robi wrażenie bardzo dużego, jest rzęsiście oświetlone i kolorowe. Widok niecodzienny.
Było około godziny 21, część pasażerów wysiadła, nasz samolot uzupełniał paliwo, po czym wystartowaliśmy w kierunku stolicy Kataru, Dohy.