Ten piątek zapowiadal sie obiecujaco. Postanowilismy pojechac do Khor-al-Udaid czyli nad slynne katarskie morze wewnatrz ladu. Jak wspominalam wczesniej mozna sie tam dostac jadac z Sealine Beach pustynnymi szlakami, jednym slowem, czekal nas off-road. Ekipa byla kilkuosobowa, bo jechal profesor Simon z zona, Subi, kolega Simona- Leo, Olo i my. Ruszylismy 4 samochodami z Sealine Beach. Bylo super! Co prawda nie zjechalismy bezposrednio z najwyzszych wydm, ale jak na pierwszy raz bylo wystarczajaco duzo wrazen. Do Inland Sea prowadzi "highway", czyli autostrada jak ja nazywaja off-roadowcy. Rzeczywiscie, jak na pustynna droge, jest ona mocno utwardzona, wiec mozna jechac naprawde szybko.
Inland Sea jest bardzo przyjemnym miejscem, a jego plaza idealna na biwakowanie. Rozlozylismy cos w rodzaju pol-namiotu i rozstawilismy biwakowe krzeselka, wiec po kapieli mozna bylo schronic sie w cieniu.
Obserwowalismy przyplyw, woda bardzo szybko zblizala sie do zaparkowanych samochodow i po godzinie czy dwoch musielismy je przestawic.
Slonce powoli chylilo sie ku zachodowi i postanowilismy wracac. Pod koniec podrozy, gdy brakowalo nam zaledwie pare kilometrow do Sealine Beach, dopadl nas jakis pech. Samochod Simona utknal w piasku, Leo zlapal gume, a Olo rozbil auto na jakims niefortunnym podjezdzie pod wydme. Tylko nasze auto wyszlo z calej wyprawy bez szwanku, wiec doholowalismy Ola do Dohy i zostawilismy auto u mechanika. Gdyby nie te ostatnie pechowe zdarzenia, dzien bylby naprawde super.